Kazanie o. Łukasza Miśko OP podczas Mszy w rycie dominikańskim, celebrowanej w uroczystość Przenajświętszej Krwi Chrystusa, 1 lipca 2012 r.

Kazanie

Tak więc poszliśmy na całość. Jak już celebrujemy w rycie dominikańskim, to i ambona się przydała! Przyznam, że nigdy wcześniej tego nie robiłem, to jest pierwszy raz, kiedy jestem tu na górze.

Bardzo cenne święto, bardzo istotne święto Przenajświętszej Krwi Chrystusa, które nas wprowadza w tajemnice piękna tych wieków, kiedy nasi bracia dominikanie od 1256 roku prawie bez zmian modlili się w ten sposób i zapraszali do tej modlitwy, do celebracji obecności Ciała i Krwi Pańskiej w Eucharystii tych, którzy z dominikanami się przyjaźnili i którzy żyli ich duchowością. Cieszmy się więc, że mamy szansę celebrować razem to święto.

Przyznam, że dla mnie jest to wielkie wyzwanie, bo wielu z was pewnie zna tę liturgię lepiej niż ja! Muszę powiedzieć, że nasi ministranci, chociaż może teoretycy, zaskakiwali mnie przez cały czas próby przede Mszą. Oni wiedzieli, jak ta liturgia powinna wyglądać, o wiele lepiej niż ja, który uczę się tego dopiero od kilku miesięcy w — ze wszystkich miejsc na świecie — Anchorage na Alasce, gdzie nadal można spotkać tę liturgię w pewnym sensie praktykowaną bez przerwy. Nie chcę tego kazania mówić o mnie. Chcę powiedzieć o doświadczeniu, w którym dane mi było uczestniczyć i którym dzielę się z wami dzisiaj, mimo że pogoda jest iście śródziemnomorska. (Nie wiem, jak państwo, ale ja wręcz spływam w tych pięknych szatach po roku życia na Alasce).

Niezwykłe doświadczenie: my w Polsce pod wieloma względami nie mieliśmy szansy zobaczyć pewnej pustyni liturgicznej, kiedy zmiany soborowe zostały wprowadzone u nas dość rozsądnie. Możemy dyskutować detale, można zawsze różne pro i contra do dysputy wnosić, niemniej moje doświadczenie pracy na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych, jest takie, że kiedy zgubi się Sacrum w celebracji liturgii, zostanie pewna pustynia. Zostaje celebracja wspólnoty, która staje się płaska, która nie ma głębi, która nie ma korzeni. I dla mnie doświadczenie rytu dominikańskiego to nie jest doświadczenie formy, która może teraz cudownie uzdrowić Kościół ze wszystkich ponowoczesnych problemów. Dla mnie jest to raczej doświadczenie pewnej ciągłości — zwłaszcza tam, gdzie teraz pracuję z braćmi dominikanami, na zachodzie Stanów Zjednoczonych, gdzie nigdy ta msza nie została przerwana; oni od lat 60. ciągle mszę w rycie dominikańskim celebrowali. Zaskakujące, kiedy myśli się o Berkeley, domu studiów braci prowincji zachodniej — bardzo liberalne miejsce. I tam ta forma przetrwała w sposób dość interesujący, mianowicie większość braci w prowincji jest w stanie odprawić mszę w rycie dominikańskim. Oczywiście nie robią tego co tydzień, regularnie, więc mają problemy. Nawet mój proboszcz, który do zakonu wstąpił w roku 1970, czyli tuż po zmianie, i uczył się od tych, którzy całe życie to robili, nawet on i jego pokolenie nie czują się w tym zupełnie swobodnie, bo generalnie odprawiają raz na wielkie święto; ale przynajmniej znają ten ryt! Jednocześnie w kilku miejscach, takich właśnie jak nasza parafia w Anchorage na Alasce, rzeczywiście jest to coniedzielna msza. Niesamowita grupa wiernych! Mamy pięćdziesięciu ministrantów, którzy prawie biją się między sobą o to, żeby móc służyć — miejsce jest niestety tylko dla czterech. Mnóstwo młodych rodzin z dziećmi, które właśnie odkrywają coś, co zostało utracone w skali kraju: pewną podstawową logikę tego, czym jest celebracja; czym jest i powinna być liturgia.

Jestem dzieckiem novus ordo. Jako ksiądz, jako kapłan uważam, że novus ordo jest dobrą i słuszną formą, jeśli pamiętamy, czym Eucharystia jest, czym Msza jest. Niestety w wielu miejscach na świecie to podstawowe rozumienie ofiary ołtarza uleciało. Mam nadzieję, że w Polsce to się nie stało; że my dzięki temu, że to posoborowe przejście było bardziej ciągłe, jesteśmy w stanie ocalić to, co piękne, i tak jak pisze papież Benedykt, obie istniejące teraz formy wyrazu rytu rzymskiego jak najbardziej mogą się nawzajem ubogacać. Odczuwam to na co dzień, kiedy odprawiam formę zwyczajną, novus ordo, i widzę, że ta moja celebracja jest karmiona i inspirowana przez moje doświadczenie z rytem dominikańskim. Myślę, że to właśnie ma na myśli papież Benedykt. Ten aspekt tradycji Kościoła to skarb, który powinniśmy znać, który powinniśmy przekazać, którym powinniśmy się cieszyć.

Ryt dominikański jest bardzo specjalny wśród dawnych rytów. Oczywiście nasi ministranci, którzy na co dzień służą do Mszy w rycie trydenckim, odrobili swoje zadanie domowe i przeczytali o nim więcej niż ja kiedykolwiek, wiedzą pewnie lepiej niż ja, ile jest różnic między rytami trydenckim a dominikańskim. Były też ryty poszczególnych zakonów, które gdzieś tam w toku zmian soborowych zostały opuszczone. Ale nie jesteśmy na lekcji historii. Dzisiaj, kiedy świętujemy razem uroczystość Najświętszej Krwi Chrystusa, która nas obmywa z grzechu i daje życie przez tę miłość ukrzyżowaną, o której słyszeliśmy w Ewangelii — z serca Chrystusa ta miłość płynie w Eucharystii — i kiedy cieszymy się w sposób szczególny celebracją piękna tej Mszy, chciałbym was zaprosić do tego, żebyście spróbowali w swojej drodze duchowej, intelektualnej, sprecyzować, w jaki sposób wy tę tajemnicę tradycji, tajemnicę Kościoła, tajemnicę pokoleń podtrzymujecie, w jaki sposób tę odpowiedzialność niesiecie. To jest wielkie wyzwanie.

Dla mnie taki zupełnie niespodziewany zwrot stanowi zeszły rok i spotkanie dominikanów w prowincji zachodniej Stanów Zjednoczonych. Wtedy nagle otworzył się dla mnie zupełnie nowy rozdział. Módlcie się i słuchajcie w sobie Bożego głosu, i proście, żeby Duch Święty pokazał wam drogę, jak być świadkami Bożej miłości, Bożego piękna w Kościele, piękna tradycji dla tych, którzy czasami bardzo łatwo szufladkują i etykietują – myślą, że to, co tu robimy, jest dziwne, że jest anachroniczne, że jest… i tak dalej, i tak dalej, można mnożyć te epitety. Bóg nas zaprasza do tego, abyśmy byli świadkami piękna i historii. Bo to w tej historii Syn Boży stał się człowiekiem i umarł za nas, i przekazuje siebie we wspólnocie Kościoła przez wieki, tak jak się rozwijamy, tak jak rośniemy w mądrości Ducha Świętego.

Dziękuję wam za obecność i zapraszam do kontynuowania naszej wspólnej odpowiedzialności za Kościół, za jego liturgię, za jego tradycję. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.