W grudniu 2012 r. ogłosiliśmy konkurs z nagrodami, w którym prosiliśmy czytelników portalu rytdominikanski.pl oraz osoby zajmujące się liturgią dominikańską i śpiewem kościelnym o przesłanie osobistych odpowiedzi na pytanie: „Po co dzisiaj ryt dominikański?”. W konkursie zwyciężyli panowie Tomasz Dekert, Jarosław Krawczak i Marcin Gola. Poniżej publikujemy wszystkie odpowiedzi, które do nas dotarły; zapraszamy do zapoznania się z nimi. Konkurs został rozstrzygnięty, ale nadal serdecznie zapraszamy Państwa do nadsyłania swoich refleksji. Będziemy je tutaj publikować. Nie cenzurujemy Państwa wypowiedzi, więc prosimy mieć świadomość, że dział ten jest w zamierzeniu otwartą trybuną opinii i miejscem autentycznej dyskusji; oznacza to, że nie wszystkie zamieszczone tu wypowiedzi muszą być zgodne z poglądami redakcji rytdominikanski.pl i Inicjatywy „Coetus Fidelium”.

• • •

Marcel Pérès: Liturgia dominikańska i odradzanie się jej tradycji
(wypowiedź Marcela Pérèsa, sławnego francuskiego śpiewaka i muzykologa, znawcy chorału gregoriańskiego, specjalnie dla naszego portalu)

• • •

Dlatego, że to jest nasze Zakonne dziedzictwo — jeden z największych skarbów dominikanów. A poza tym, wielość rytów ukazuje doskonale piękno i różnorodność Kościoła powszechnego. Doskonała jedność modlitwy w doskonałej różnorodności!
Maciej Niedzielski OP

• • •

Dzisiaj ryt dominikański jest potrzebny dlatego, że jest tak samo jak kiedyś skarbem Kościoła. Skarb ten jest nadal aktualny, co przypomina nam Ojciec Święty Benedykt XVI. W czasie, gdy bardzo ceni się wszelki pluralizm, potrzeba docenić w Kościele ten uprawniony pluralizm, który mamy, trzeba na nowo odkryć, co znaczy „Kościół katolicki, tzn. powszechny”. Wszystko, co zgodne z Magisterium i prawem kościelnym jest dopuszczalne i należy to pielęgnować. Oprócz tego, dodam coś, co może powinno być powiedziane na samym początku — bo Ojciec Święty życzy sobie, by liturgie rzymskie w formie nadzwyczajnej, także w odmianach zakonnych, zostały przez katolików ponownie odkryte i by ubogacały życie duchowe i liturgiczne katolików. A Ojciec Święty jak dobry ojciec katolickiej rodziny, zgodnie z ewangelicznym przykładem „wydobywa ze skarbca rzeczy nowe i stare”.
Monika Chomątowska

• • •

Odpowiedź inżyniera — ekonomisty…
1. Różnorodność. Upowszechnienie rytu dominikańskiego pokazuje wiernym zjawisko różnorodności rytów w Kościele Katolickim. Dzięki temu może zostać ostateczne przełamany stereotyp, że Kościół Katolicki ma tylko jeden ryt — novus ordo. Przełamanie tego stereotypu będzie miało zbawienny wpływ na rozwój wszystkich rytów nienovusowych, które obecnie występują w Polsce.
2. Rozwój. Ryt dominikański także wpisuje się w Ruch Summorum Pontificum. Nadaje mu nowe siły rozwojowe angażując nowych wiernych oraz wprowadzając nowe miejsca celebracji starej Mszy. W wielu miastach wprowadzenie rytu dominikańskiego może być doskonałym (i często jedynym możliwym) pretekstem, aby zwiększyć ilość starej Mszy.
3. Duszpasterstwo. Dominikanie to zakon, który idealnie nadaje się do duszpasterstwa tradycjonalistów — ludzi niepokornych, dumnych i aroganckich, w dużej mierze intelektualistów, którzy wciąż szukają odpowiedzi na swoje pytania w dokumentach Kościoła. Problemem tradycyjnych katolików jest brak dla nich prawdziwego DUSZ-PASTERSTWA. To są raczej ludzie, którzy uprawiają swoisty churching z trudnością wiążąc się z jakimkolwiek nawet formalnym duszpasterstwem. Tylko zakon o silnej formacji intelektualnej może sprawić, że przywiążą się do jednego miejsca i przyjmą jakiegoś kapłana jako swojej duszy pasterza. Oczywiście wymaga to od Dominikanów przyjęcia perspektywy tradycyjnej, tym nie mniej dla tych, którzy nie są emocjonalnie związani z ideologią „ducha soboru”, nie powinno to być problemem.
Marcin Gola

• • •

1. Jak wiadomo Kościół opiera się na Biblii i na tradycji, a to jak by nie patrzeć, jest tradycja.
2. Dominikanie — Rzeszowscy przynajmniej — liturgie starają się urozmaicać na wszelkie możliwe sposoby, więc zamiast łamać przepisy mogą dla „urozmaicenia” chociażby zmienić ryt mszy na dominikański.
3. Jak sama nazwa wskazuje jest to ryt DOMINIKAŃSKI, więc przeznaczony do odprawiania przez dominikanów.
4. Niestety nie znam dobrze historii rytu dominikańskiego, więc jeśli to co teraz napiszę byłoby jakimś błędem czy głupotą to bardzo przepraszam 🙂 ale zdaje mi się, że ryt ten powstał przez jakieś zmiany wprowadzone do rytu rzymskiego. Jeśli tak było, to zmiany te nie były wprowadzane bez powodu. Być może miały lepiej oddawać jakieś cechy właściwe dominikanom.
Jakub Szela

• • •

Myślę, że pytanie jest bardziej skomplikowane niż się wydaje. Przede wszystkim niektórzy uczęszczają na msze trydenckie ze względu na Chrystusa inni niestety tylko dla formy, (przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie). Myślę, że odprawianie w rycie dominikańskim jeżeli nie będzie tylko uprawianiem „sztuki dla sztuki” może przedstawić ciągłość liturgii w dziejach Kościoła, do tego pokazać jak ogromny skarb liturgiczny Dominikanie przechowują, a dodatkowo, dać „nową” drogę do poznawania Jezusa Chrystusa, szczególnie że ważną częścią są modlitwy i śpiewy dominikańskie. Sam żałuję, że takie msze są tak daleko, bo głównie na południu. Sam z chęcią chciałbym uczestniczyć w takiej liturgii jednak z okolic Gdańska do Krakowa trochę daleko. Na to pytanie „po co?” najlepszą odpowiedzią moim zdaniem jest: „ad maiorem Dei gloriam!”.
Mikołaj Walczak

• • •

Każda porządna rodzina ma swoje rodzinne skarby, którymi się chlubi. Czasem są to rodowe srebra, a czasem tradycje, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Takim skarbem rodziny dominikańskiej jest jej starożytny ryt mszalny. To jest coś, czym należy się chlubić! Kaznodzieja powinien czuć się dumny, że może celebrować tak, jak to robił św. ojciec Dominik, św. Tomasz, św. Jacek czy św. Wincenty Ferreriusz.
Jacek Sitarczuk

• • •

A po co dzisiaj dominikanie?
Robert Pożarski

• • •

Bo jest to historia zakonu dominikańskiego — a bez historii jak wiadomo, żyć trudno.
Bo Msza w tym rycie uświęcała wielu świętych i błogosławionych Zakonu Dominikańskiego.
Bo wielu ludzi o niego pyta — i chciałoby w takiej Mszy uczestniczyć (nawet raz na jakiś czas).
Bo jest odprawiany w łacinie — a ta jest świętym językiem Kościoła Zachodniego.
Bo uformowany został w czasach założyciela zakonu Dominikańskiego.
Bo jest bardziej kontemplatywny niż Novus Ordo Missae.
Bo może być skutecznym środkiem Nowej Ewangelizacji.
Bo jest skutecznym środkiem zwalczania chęci zrozumienia całej Mszy — czyli czego co nigdy przez człowieka zrozumiane w pełni być nie może.
Bo matematyczna precyzja starego rytu nawiązuje do precyzji filozofii św. Tomasza z Akwinu.
Bo śpiew gregoriański jest śpiewem własnym Kościoła (co potwierdził Sobór Watykański II).
Bo Konstytucja Soborowa Sacrosanctum Concilium nakazuje wiernym pogłębianie znajomości łaciny.
Bo zawiera elementy ekumeniczne — przygotowanie darów i część modlitw ofiarowania, które kapłan w Mszy recytowanej w rycie dominikańskim odmawia przed mszą, są bezpośrednim nawiązaniem do wschodniej Proskomidii.
Bo sekretarzem Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, która odpowiedzialna jest za wspólnoty celebrujące w starym rycie jest dominikanin arcybiskup Augustine DiNoia.
Jarosław Syrkiewicz

• • •

Po co? A po co znać nazwiska dziadków i pradziadków? Po co wiedzieć, „skąd nasz ród”? Czy lepiej podcinać korzenie, z których sami wyrastamy? W imię czego? Nowoczesności w domu i zagrodzie? Pytania mnożą się jak króliki…
Katarzyna Mach

• • •

Ryt dominikański jest jednym z rytów zachodnich (czy jak kto woli z odmian rytu rzymskiego), który przetrwał reformę trydencką. Jest elementem dziedzictwa Kościoła, a przede wszystkim ważnym elementem dziedzictwa Zakonu Kaznodziejskiego. Można podawać wiele argumentów za rytem. Ja się skupię na jednym. Każdy zakon charakteryzuje się jakimiś swoimi Konstytucjami, które będąc w ramach którejś z zatwierdzonych reguł zakonnych określają jego duchowość. Karmelita nie jest dominikaninem, dominikanin jezuitą itd. Są ludzie, którzy lubią dominikanów, bo owszem są tam dobre kazania, inni wolą franciszkanów, jeszcze innych pociąga duchowość karmelicka. W Liturgii tych różnic już nie widać, przynajmniej nie naocznie. Kiedyś było trochę inaczej. Karmelici trzewiczkowi mieli swój ryt, franciszkanie używali rzymskiego, ale (przynajmniej niektóre odłamy) mieli prawo do wymieniania św. Franciszka w Confiteor, inne zakony używały w większości rytu rzymskiego. Uważam, że ryt dominikański powinien być dla samych dominikanów, ale też dla wiernych mniej lub bardziej związanych z tym zakonem lub chcących go poznać, najważniejszym nośnikiem podstaw duchowości dominikańskiej. A szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy wydaje się, że hermeneutyka zerwania z tym co było przed Soborem przegrywa. Porzucony w latach 70-tych ryt dominikański powinien z czasem częściej gościć w klasztorach dominikańskich, żeby coraz większa grupa wiernych mogła poznawać ukrytą w nim duchowość ojców Kaznodziejów, duchowość św. Dominika, św. Alberta Wielkiego i św. Tomasza z Akwinu.
Andrzej Antoł

• • •

Ważne, żeby mieć łączność ze swoimi korzeniami, bez nich jesteśmy wyzuci z własnej tożsamości. W dzisiejszych czasach często rezygnujemy z tradycji, spuścizny, traktujemy je jako „paździerz”, „po co nam to, wstydźmy się naszych korzeni”. Tak jakby było w tych korzeniach coś wstydliwego, co dopiero w dzisiejszych, świetlanych czasach udało się przezwyciężyć. Czy to nie mentalność godna młodych, wykształconych, z wielkich miast, którzy za nic nie chcą się przyznać do swoich korzeni?
Podobnie rzecz ma się z chorałem gregoriańskim, który, mimo, że jest śpiewem własnym Kościoła, to jest w wielu parafiach traktowany jako coś wstydliwego. A bez tego nie jesteśmy sobą, porzucamy własną tożsamość i próbujemy budować ją od nowa, opierając na wzorcach światowych. Tymczasem od świata nie zyskamy wiele, a swój „smak” możemy stracić. Na pewno tacy nie będziemy wtedy atrakcyjni dla tych, którzy szukają liturgii opartej na czymś mniej ulotnym niż tylko światowe mody. Ryt dominikański zaś pokazuje bogactwo Tradycji Kościoła. Nie wolno tracić takich skarbów!
Antonina Karpowicz-Zbińkowska

• • •

By móc żyć duchowością prawdziwie dominikańską, oddychać płucami przodków, modlić się do Boga tymi samymi słowami i gestami, co św. Tomasz z Akwinu i rzesza innych świętych, by w ten sposób móc oddawać nieustannie Bogu chwałę w duchu i prawdzie (także tej historycznej — bo wyrzec się własnej historii, to wyrzec się własnej tożsamości, to zanegować własne ja).
Bartłomiej Krzych IBP

• • •

Gdy zastanawiamy się nad tym, po co nam właściwie ryt dominikański, pytamy w gruncie rzeczy o to, jaki jest sens celebrowania „starej” liturgii. Po co sprawować mszę po łacinie, tyłem do wiernych, pełną tylu „zbędnych ceremonii”? Czy nie lepiej odprawiać Eucharystię zrozumiałą, prostą i krótką, a w dodatku urozmaicona lokalną „kreatywnością”? Odzywa się tu w nas duch człowieka współczesnego, dążącego do tego, co konkretne i utylitarne. Głębsze spojrzenie na naszą kondycję przynosi jednak jeszcze inny wniosek: wciąż potrzebujemy znaków, symboli i piękna. Ryt dominikański nie jest po prostu wycinkiem średniowiecznej duchowości; on oddycha tradycją wielowiekowego Kościoła, przerasta epokę, w której się ukształtował, i w ten sposób jawi się jako dar także teraz. Nie jest wyłącznie „piękną formą”, lecz miejscem spotkania z Bogiem; ścieżką, którą na przestrzeni wieków podążali do zbawienia Tomasz z Akwinu, Katarzyna ze Sieny czy Juan Macias. Przyjęcie daru wymaga jednak oczyszczenia i pogłębienia — i od nas zależy, czy pozostaniemy na poziomie niezrozumienia i bierności, czy pozwolimy, by to co w pierwszej chwili przerasta, ogarnęło nas i zaczęło przemieniać.
Marcin Sanak

• • •

Pytanie wydaje mi się co najmniej dziwne. Na podobnej zasadzie można by pytać: po co dzisiaj dwa wyznania wiary (skład apostolski i credo), po co dzisiaj wiele zakonów (skoro wszystkim chodzi w gruncie rzeczy o to samo), po co te wszystkie różnice w Kościele? Jeśli piękną i bogatą tradycję traktujemy jako zbędny sentyment, coś jest nie tak. A ryt dominikański jest częścią tej pięknej i bogatej Tradycji. Nie jest zagrożeniem dla codziennej liturgii, ale szansą na wzbogacenie perspektywy, wyjście z rutyny. Zamiast pytać „Po co?” lepiej zmierzyć się z pytaniem „Dlaczego nie?”
Andrzej Bułeczka

• • •

Pierwsze moje spotkanie z rytem dominikańskim miało miejsce przed wielu laty, gdy wpadł mi w rękę tekst wybitnego filozofa Józefa Bocheńskiego, którego imię zakonne brzmiało Innocenty. Otóż w tym tekście ojciec Bocheński wspomina, że „Dominikanie nigdy nie dbali o to, aby ich kult publiczny znany był szerokim kołom wiernych”. Może dlatego i dziś nie dbają, sądząc, że skoro ich powołaniem jest kaznodziejstwo, liturgia ma znaczenie drugorzędne. Ale przecież apostolstwo wynika zawsze z tożsamości. Wielkie odrodzenie liturgii, a potem jej upadek w XX wieku pokazały, że życie liturgii jest prawdziwym krwioobiegiem życia Kościoła, a tożsamość Kościoła ma związek z tożsamością jego liturgii. Jeśli choruje liturgia, choruje cały Kościół. Tak samo i tożsamość zakonu skupia się w jego liturgii, mało tego, czerpie z niej, jak roślina z korzenia. Jeśliby założyć, że ryt dominikański jest dziś niepotrzebny, to logicznym wnioskiem z tego byłoby, że duchowość pokoleń które ten ryt tworzyły nic nie może wnieść do dzisiejszego życia Zakonu. Czy wolno komukolwiek taki wniosek bez popadania w grzech pychy sformułować?
Michał Jędryka

• • •

Dla mnie to bardziej sprawa całego dziedzictwa, tradycji Kościoła. Śpiewy zwane chorałem gregoriańskim, bogate nabożeństwa, wielogodzinne śpiewy, które są jak ornamenty na szczytach gotyckich katedr. Ad Maiorem Dei Gloriam. Muzyka, liturgia, która nie jest zorientowana na człowieka, tylko na Boga.
Dominikanie mają tę szczególną łaskę ze na nich patrzą i czerpią wzory inni księża i zakony. Są tą awangardą intelektualną w Kościele. Jeśli oni zwrócą się ku staremu rytowi, to inni szybciej się ku niemu skłonią. A przy tym ratunkiem dla Dominikanów, by przetrwać, jest zwrócenie się ku ortodoksji. Inaczej skończą tak jak inne zakony skażone modernizmem — np. na „dzikim zachodzie”.
Damian Wit

• • •

Ponieważ warto praktykować partykularyzmy liturgiczne. 🙂
Szymon Hiżycki OSB

• • •

Ryt dominikański powinien być zachowany, ponieważ dla ukazania katolickości Kościoła niejako konieczny jest uprawniony pluralizm liturgiczny. Dobrze byłoby, gdyby różne ryty obecne w Kościele od wieków, w tym przypadku od ponad 7 wieków, były pielęgnowane jak
należy a nie szły w zapomnienie. Ryt ten został podtrzymane przez reformę po Soborze Trydenckim ponieważ spełniał kryteria legitymowania się ponad 200-letnim istnieniem. Dlaczegoż więc znosić go po II Soborze Watykańskim? Kiedy ma ponad 700 lat?
Co więcej — pojawia się zasadnicze pytanie — czy skazywanie na zapomnienie rytu dominikańskiego jest zgodne z nauką wspomnianego II Soboru Watykańskiego?
„Trzymając się wiernie Tradycji, Sobór Święty oświadcza, że Matka Kościół uważa za równe w prawach i godności wszystkie prawnie uznane obrządki chce je na przyszłość zachować i zapewnić im wszechstronny rozwój” SC, art. 4 Sobór chciał zachować ryt dominikanów to dlaczego OP chce pozostawać w niezgodzie z Soborem. Otóż odpowiadając na pytanie konkursie „po co?” Odpowiadam: aby być posłusznym ostatniemu Soborowi!
Radosław Malicki
katolik rzymski, rodem z Archidiecezji przemyskiej, obecnie zamieszkały na terenie Archidiecezji krakowskiej

• • •

Gdyby dominikanie nie przerwali swojej tradycji, być może nie byłoby tego problemu i nie byłoby takich pytań ani odpowiedzi bardziej lub mniej trafnych, bardziej lub mniej wymijających. A tak — mamy kłopot. Dopóki tradycja trwa, nie cenimy jej, nawet nie zauważamy. Zaczynamy doceniać, kiedy ją tracimy. Po to nam dziś Ryt Dominikański, żebyśmy sobie takie sprawy uświadomili.
Sławomir Witkowski

• • •

Zakon Kaznodziejski rozwijał i kultywował ryt dominikański przez kilkaset lat, a rezygnacja z rytu nastąpiła, o ile mi wiadomo nagle, na drodze rewolucji, nie ewolucji. Wyrosło pokolenie zakonników, którzy nie znają tego rytu z autopsji, a powinni poznać, by odzyskać łączność ze swoimi korzeniami, ze wszystkimi wielkimi dominikanami od Ojca Dominika, Tomasza z Akwinu czy naszego Jacka Odrowąża poczynając. Wydaje mi się, że oprócz działalności zewnętrznej, nauczycielskiej, dominikanie nie powinni zapominać o wewnętrznym życiu zakonu, o tym co integruje ich jako członków określonego konwentu i zakonu i odróżnia od zakonów innych. Póki żyją jeszcze starzy ojcowie pamiętający ryt dominikański z autopsji, należy ich wiedzę wykorzystać i doprowadzić do odrodzenia dawnego rytu, póki nie jest jeszcze za późno.
Joanna Sipika

• • •

Ryt Dominikański sprawia, że dominikanin jak „każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”. Mt 13,52
Ryt Dominikański nadaje smak życiu duchowemu — „Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego — mówi bowiem: Stare jest lepsze”. Łk 5,39
o. Marek Grzelczak OP

• • •

Odpowiedzi na postawione pytanie jest co najmniej kilka, moim zdaniem najważniejsze z nich to:
Po pierwsze papież Benedykt XVI w dokumencie Summorum Pontificum, podkreśla współczesną wartość liturgii sprzed reformy Vaticanum II, dlatego każdy z nas powinien ją poznać, by móc czerpać z jej bogactwa.
Po wtóre liturgia rytu dominikańskiego, uświęcona wiekami tradycji wypływającej z dojrzałej wiary ma bardzo głęboką symbolikę, którą obecna liturgia posoborowa zatraciła.
Po trzecie już u schyłku XX w. można było zauważyć w społeczeństwie silną chęć powrotu do tradycji, poszukiwania tożsamości, własnych korzeni na różnorodnych płaszczyznach życia. Kościół Katolicki w swojej tradycji posiada wiele rytów liturgicznych. Powrót do mszy św. w rycie dominikańskim ukazujący całe jej piękno, niezwykłą głębię oraz bogactwo modlitw i śpiewów gregoriańskich jest wyjściem na przeciw oczekiwaniom wielu z nas.
Krzysztof Kiper

• • •

– Żeby poznać, skąd przychodzimy
– Żeby godniej celebrować NOM
– Żeby docenić, jak bogato jest zastawiony Stół Słowa Bożego w NOM
Paweł Trzopek OP

• • •

Nie jestem znawcą rytu dominikańskiego. Nigdy nie studiowałem jego historii, nigdy za jego powrotem nie tęskniłem — nigdy, aż do czasu, gdy zobaczyłem go sprawowanym w katedrze Archidiecezji Anchorage na Alasce, placówce obsługiwanej przez dominikanów Prowincji Najświętszego Imienia Jezus w USA. Wnętrze skromnej budowli z lat 40-tych XX w. nie sprzyjało estetycznym uniesieniom znanym z wyniosłych katedr Europy, i może właśnie dlatego byłem w stanie dostrzec prostotę i moc gestu naszego zakonnego rytu. Dostrzegłem również radość i wiarę wspólnoty zbudowanej wokół tej dominikańskiej liturgii, ludzi uczących się z niesamowitą pasją chorału gregoriańskiego, ministrantury, łaciny… Nie wspominając o dominikanach, którzy zwyczajnie cieszyli się tą naszą „rodzinną” tradycją.
Celebrując ryt dominikański raz w tygodniu przez prawie rok odkryłem, jak bardzo ta liturgia karmi moją modlitwę, odświeża zakonną tożsamość i pomaga świadomiej sprawować Eucharystię w jej rzymskiej zwyczajnej formie. Myślę, że właśnie dlatego potrzebujemy rytu OP: nie dla ideologicznych sporów, nie dla „cofania zegara”, ale dla przeniknięcia naszej obecności we współczesnym świecie Tajemnicą, na którą nadzwyczajny dominikański ryt tak wyraziście wskazuje.
Łukasz Miśko OP

• • •

Nie trzeba być tradycjonalistą ani wrogiem zwyczajnego rytu rzymskiego, żeby cieszyć się, że można chwalić Pana Boga na więcej niż jeden sposób w tym samym widzialnie Kościele. Każdy przejaw różnorodności może być na chwałę Bożą. A żeby odmawiać prośbom wiernym, trzeba mieć naprawdę poważny powód.
Agnieszka Piskozub-Piwosz

• • •

Kocham Zakon Kaznodziejski. Pamiętam jak byłem w nowicjacie i w mojej celi (byłem liturgista nowicjatu) miałem dostęp do starych Mszałów w Rycie Dominikańskim. Pamiętam jak bardzo mnie wówczas zaintrygował i zafascynował. Nie znałem wtedy KRR w ogóle. Można więc powiedzieć, że miałem do czynienia z rytem dominikańskim wcześniej niż nadzwyczajną formą rytu rzymskiego. Nie rozumiałem, dlaczego bracia porzucili ten ryt. Dlaczego chociaż nie przemycają drobnych elementów swojego własnego rytu w miejscach, które przewidują pewną dowolność w NOM. Dzisiaj rozumiem opór, chociaż z nim się nie zgadzam. W mojej pracy często pracuję z oporem. Opór jest charakterystyczny w procesie psychoterapii. Jego zadaniem jest jakby sabotowanie zmian. W taki sam sposób rozumiem opór przed własnym rytem dominikańskim Mszy Św. W psychoterapii zrozumienie i porzucenie oporu to połowa drogi do wyleczenia. Jestem przekonany, że tutaj może być analogicznie. Dlatego z wielką radością przyjmuję informację o każdej Mszy św. celebrowanej w tym przepięknym (na większą chwałę Bożą) rycie, przez kolejnych ojców naszej polskiej prowincji. Jestem przekonany, że tak jak we mnie, uczestniczenie w rycie dominikańskim, przyniosło ogromne ubogacenie, tak jak ubogacało, a nawet uświęcało przez wieki wszystkich dominikanów i wiernych, korzystających z ich posługi. Ale przede wszystkim w tym rycie z łatwością dostrzega się istotę: czyli chwałę Bożą, która jest przecież podstawowym celem każdej Mszy św. Ponadto zachęta naszego papieża powinna być odczytywana jako dar i źródło mądrej wiary. Ufam papieżowi i jestem przekonany, że jego szczególna liturgiczna intuicja zaowocuje pięknem ludzkich dusz, a przez to większą chwałę Boga Trójjedynego.
Jarosław Krawczak

• • •

Jako ludzkość niestety mamy tendencję do gubienia jakości. Lubimy upraszczać, ułatwiać, skracać nie zauważając że piękno znika. Po stradivariusie nie było lepszych skrzypiec, organy barokowe nie mają godnych siebie młodszych następców, pierwsze Gibsony, Fendery brzmią lepiej od późniejszych, język Reja i Kochanowskiego urzeka pięknem w stosunku do dzisiejszej mowy.
Próbujmy więc ocalać strefy życia, gdzie da się wskrzesić coś znaczącego, czego do końca nie rozumiemy i w pędzie życia nie jesteśmy w stanie łatwo zaaprobować. A szczególnie jeśli jest to owiane mistyczną tajemnicą. Może właśnie to być cudownie ocalonym kluczem, drogą światła i poznania dla kogoś z następnych pokoleń.
Stanisław Szczyciński

• • •

Moje doświadczenie śpiewu dominikańskiego ogranicza się do znajomości z krakowskimi dominikanami oraz uczestniczenia w warsztatach i liturgiach na festiwalu „Pieśń naszych korzeni” w Jarosławiu (od 1999 r.). Było to początkowo spowodowane nie poszukiwaniami duchowymi, lecz zainteresowaniem technikami wykonawczymi i estetyką związaną z europejską muzyką dawną, która interesowała mnie zarówno sama w sobie, jak i jako przykład bardziej „zaawansowanego” doświadczenia interpretacji starych źródeł. Później uświadomiłem sobie, że w tej dziedzinie nie ma rozróżnienia między estetyką a ascezą. W szczególności technika śpiewu, technika wykonawcza (w najszerszym tego słowa znaczeniu: od techniki oddechowej po interpretację zapisu nutowego, intonację oraz pracę nad głosem i rytmem) — stanowi w całości praktykę ascetyczną. Odkrycie to zrobiło na mnie wielkie wrażenie, gdyż pokazało, że przynoszące korzyść ćwiczenia ascetyczne dają jednocześnie przyjemność… Odkryłem to wszystko w Jarosławiu i w Dworze na Wysokiej; w Cerkwi prawosławnej śpiewam od 1988 r., od 15. roku życia, ale panuje tam „europejska” (w złym tego słowa znaczeniu) tradycja i estetyka.
Mogę tylko dodać, że to doświadczenie wywołało u mnie następujące skojarzenie: Mówiono mi, że „moda” na wschodnią ikonę, jaka pojawiła się w XX wieku — w pierwszym rzędzie moda na rosyjską ikonę w Kościele katolickim, ale nawet w niektórych środowiskach protestanckichs — wyeliminowała zachodniochrześcijański kicz religijny. Moim zdaniem perspektywy są jasne: głęboka i staranna nauka dominikańskiego zwyczaju śpiewania, który poznałem w Jarosławiu i w Krakowie (w mniejszym stopniu) — jest nie tylko (i niekoniecznie, nawiasem mówiąc) drogą ekumeniczną, lecz przede wszystkim otwiera możliwość zwrócenia się do świeżego i ożywiającego źródła — Bożej Liturgii. Oprócz tego jest bardzo przydatna dla zdrowia fizycznego i duchowego, a także bardzo, bardzo piękna.
Jurij Striekałowskij

• • •

– Własny ryt zakonu, istniejący i praktykowany prawie od samego początku jego istnienia jest nośnikiem tożsamości i charyzmatu, można się więc spodziewać, że jego przywrócenie umocni te aspekty życia zakonnego.
– Powrót do całości liturgii, włącznie z liturgią godzin widzę jako ruch w stronę ściślejszej obserwancji, ergo odnowienia życia zakonnego (zawsze w historii Kościoła odnowienie wiązało się z zaostrzeniem wymagań, ruch odwrotny jest dopiero pomysłem współczesnym).
– W związku z powyższym stanowiłoby przywrócenie dawnego rytu stanowiłoby dobrą weryfikację powołań.
– Pełna formacja liturgiczna, od nowicjatu, traktowana jako coś oczywistego stanowiłaby dobry modus wdrożenia się w ogóle w życie klasztorne.
– Dawny ryt (rozumiem pod tym całość liturgii) jest głęboki i kontemplacyjny (przy całym swoim „breviter ac succinte”) — moim zdaniem odejścia z zakonu, które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku lat pokazują, poza ogólnym kryzysem, właśnie na brak głębi, albo, co gorsza, na głębię pozorną (znałem bliżej trzech ojców spośród nich).
– Moim zdaniem wprowadzenie choćby jednej Mszy w rycie OP w każdą niedzielę (najlepiej konwentualnej, z pełnym ordinarium i propriami, w większych klasztorach można by zatroszczyć się o choćby podstawowe śpiewniki dla ludu) byłoby bardzo owocne pod względem duszpasterskim, przede wszystkim jeśli chodzi o możliwość duszpasterstwa głębokiego, prowadzącego do pełni życia wartościami katolickimi, włącznie z katolicką tradycją intelektualną.
Tomasz Dekert

• • •

Krótko: A po co nam dominikanie?
Długo: Po co ryt dominikański? Po co nam dominikanie? Po co nam ich białe habity? Po co nam ich długie kazania? Po co nam ich przemądrzałość? Po co nam ich spektakularne odejścia? No właśnie, po co?
Niech braciszkowie odpowiedzą.
Jako świecki chrześcijanin katolik, oczekuję, że wiedzą, po co są zakonnikami. Po co jest scholastyka i każdy zakon ma swój charyzmat i ryt.
Jeśli nie chcieliby własnego rytu, własnego charyzmatu, to po co mają być pozostałe atrybuty? Kaznodzieja pyta: po co mi mój własny ryt? — To ja się pytam: dominikaninie, po co ci zakon?
Piotr Kędra

• • •

Po co dzisiaj ryt dominikański? Odwróciłbym pytanie: po co nam zakon/nie/zakon nie praktykujący własnego rytu i reguły? Małoduszność, z jaką traktuje się w nim Tradycję, winna być sygnałem ostrzegawczym dla wszystkich, którzy chcą podążać za św. Dominikiem.
Adam Strug

• • •

Zachowanie mszy odprawianych w różnych rytach, m.in. dominikańskim powinno być nie tylko zachowane (i to nie na zasadzie ciekawostki przyrodniczej), ale wręcz bronione wszystkimi siłami. Nie wiem, kto kombinował przy opracowywaniu nowej mszy posoborowej, ale śmiem twierdzić, że sam diabeł maczał w tym palce. A skutki są po prostu opłakane. Jako wierna Kościoła Katolickiego obserwuję od wielu lat degradację istoty samej mszy świętej. Kapłanowi już nawet nie chce się stać przy ołtarzu (nie mówiąc o tym, że stoi tyłem do tabernakulum; ciekawe, co by zrobił, gdyby naprawdę stanął tam Chrystus?), ale celebruje mszę z boku przy jakiejś mównicy (myślę, że dlatego, że tam są krzesła); nawet jeśli księży jest kilku, to i tak żadnemu nie chce się wstać i przeczytać fragmentu pisma; gdzie w takiej postawie odnaleźć świętość wydarzenia, jakim jest Msza? W czasie każdej, Chrystus składa siebie w ofierze i daje człowiekowi szansę na spotkanie z nim! To cud, który tylko Bóg mógł wymyślić! Jak to jednak dostrzec wobec braku całej gamy gestów (uświęcone Tradycją) na „zwykłej” mszy? Jeśli kapłan wyraża oburzenie, że wierny chce przyjąć komunię na klęcząco, to jaki etap osiągnęliśmy? Czy tam jeszcze jest Chrystus?
Filmy ukazujące msze przedsoborowe oglądam z wybałuszonymi oczami. Dosłownie. Ile tam znaków krzyża! Jaka piękna, pełna wewnętrznego skupienia liturgia! Całe życie Boga, który stał się człowiekiem, w jednej mszy!
Rozmawiając z ludźmi zauważam pełen nadziei trend; tęsknota za tradycją jest coraz silniejsza; w naszym świecie msza, podczas której ktoś bębni na perkusji, a komunię (o zgrozo!) daje się na rękę, nie jest w stanie dać tego, czego człowiek szuka — Miłości, a tę Miłość może nam dać Tylko Bóg, który oddał za nas swoje życie. Tylko tradycyjna msza ma szansę przyciągnąć grzesznika i go odmienić, ponieważ jestem zdania, że najpierw trzeba zobaczyć szacunek celebransa wobec Boga, żeby uwierzyć.
Jest to temat w zasadzie niewyczerpany, ale moim marzeniem jest (jestem z Elbląga), aby w moim mieście chociaż raz w miesiącu była odprawiana msza przedsoborowa. Codziennie modlę się o zwycięstwo Tradycji, ponieważ jesteśmy jak wielkie drzewo przesadzone do doniczki. Niech Was Bóg błogosławi!
Barbara Kaczmarczyk

• • •

Ryt dominikański warto kultywować, szczególnie wśród środowisk z Zakonem Kaznodziejskim związanych, aby lepiej rozumieć własną tożsamość. Jest to niezastąpiona okazje czerpania z liturgii, która wykarmiła (dosłownie!) wielu świętych. Nie ma lepszego sposobu, aby poznać rdzeń świętości danego patrona, niż zobaczyć jak się modlił, a szczytem modlitwy jest Eucharystia. Dominikańscy święci przez wieki właśnie w tak sprawowanej Mszy Świętej przeżywali swoją świętość, warto więc poznać i nauczyć się korzystać z tego skarbca.
Dodam jeszcze, że o ile rezygnację z formy nadzwyczajnej rytu rzymskiego można uzasadniać faktem istnienia nowej formy tego samego rytu, o tyle ryt dominikański nie ma swojej kontynuacji, która miałaby w nowy sposób kultywować tę formę duchowości w liturgii. Jeżeli więc ktoś się chce utożsamiać z duchowością dominikańską, to nie powinien pomijać tak istotnego jej elementu, a już na pewno nie może odnosić się do niego z pogardą.
Mateusz Dziadowicz

• • •

Bo współcześni dominikanie, używając mszału i brewiarza rzymskiego (w formie zwyczajnej), tracą (stracili) piękno i bogactwo własnej liturgii, którą ich bracia w przeszłości ubogacali siebie duchowo i prowadzili innych do Chrystusa. Jednocześnie wpisując się w tak nieszczęśliwą posoborową unifikację wszystkiego co związane z liturgią.
Andrzej Galica

• • •

O merytorycznych i rozumowych przyczynach, dla których warto dzisiaj powracać do rytu dominikańskiego, mówiłam i pisałam gdzie indziej. Tutaj chcę się podzielić osobistym doświadczeniem. Wielokrotnie uczestniczyłam w Liturgii Godzin w tym rycie, a kilkanaście razy we Mszy św.; i za każdym razem doznaję głębokiego odczucia powrotu do domu. To poczucie przychodzi gdzieś z głębi, spoza świadomości: powrót do domu po latach błąkania się w obcych stronach.
Znane jest rozróżnienie na wielką i małą ojczyznę; każdy potrzebuje tę małą ojczyznę mieć i nie podważa to jego identyfikacji z ojczyzną dużą. Myślę, że także każdy człowiek religijny ma swoją dużą i małą ojczyznę; stąd w Kościele tyle duchowości i zakonów. Moją małą ojczyzną w obrębie tej dużej (Kościoła łacińskiego) jest zakon dominikański. I Msza św. w rycie dominikańskim okazała się tym ostatnim, brakującym elementem, który moją małą ojczyznę zbudował i przyozdobił.
Mam doświadczenie uczestniczenia w liturgiach pięciu różnych rytów: nowego i starego rzymskiego, św. Jana Chryzostoma w Kościele prawosławnym i św. Grzegorza Oświeciciela w Kościele ormiańsko-apostolskim. Lubię uczestniczyć w różnych liturgiach, bo ich różnorodność najlepiej oddaje pełnię chwały Stworzyciela i Zbawiciela. Ale moim domem, miejscem, skąd wychodzę i do którego powracam, stał się dla mnie ryt dominikański.
Dominika Krupińska

• • •

No cóż, nie wiem. Jedyny powód, dla którego publicznie odprawiam Mszę w rycie dominikańskim, jest taki, że wierni świeccy (i zakonnicy) tego pragną. Więc odpowiedź na pytanie jest prosta: Dlaczego ryt dominikański? Bo wierni tego pragną. A Ojciec Święty uważa, że mają do tego prawo.
Augustine Thompson OP

• • •

Zapraszamy do przysyłania dalszych wypowiedzi (formularz kontaktowy znajduje się z zakładce Kontakt w menu po lewej).