Dominika Krupińska, rytdominikanski.pl: Jak to się stało, że w Gidlach zaczęły być odprawiane Msze w rycie dominikańskim?

Marek Grzelczak OP, przeor klasztoru w Gidlach: Znalazł się świecki człowiek należący do zakonu dominikańskiego w jego trzeciej formie, czyli tercjarz, z fraterni gidelskiej, który proponował, proponował, namawiał, namawiał… i pomógł się nauczyć, a przynajmniej przejść przez pierwsze trudności. Celebracje odbywają się od prawie dwóch lat, ale nieregularnie.

Czy te Msze są odprawiane tylko dla fraterni, czy też ktoś jeszcze na nie przychodzi?

Zasadniczo to są one odprawiane dla Pana Boga, a ministrantów mam z fraterni czy spoza fraterni, zależnie od możliwości. Także czas odprawiania jest tak układany, by nie kolidował z pracą duszpasterską, z posługą w sanktuarium gidelskim.

W jaki sposób ojciec uczył się odprawiać w rycie dominikańskim? Czy dotarł ojciec do
zwyczajów polskiej prowincji?

Trudno mi powiedzieć, bo byłem święcony już w Novus Ordo Missae i nie znałem zwyczajów żadnej prowincji odnoszących się do rytu dominikańskiego. Nauczyłem się od kogoś, kto wie więcej i odprawiam. Miałem okazję słuchać opowieści starszych ojców w polskiej prowincji, ale były to raczej ogólne rozmowy; bez szczegółowych informacji, które byłyby przydatne do nauki i celebracji rytu dominikańskiego. Starsi Ojcowie podejmowali to wyzwanie raczej bez entuzjazmu i nie do końca przekonani, że warto, by do tego wracali. Dla mnie to nie jest powrót, lecz raczej krok dalej w życiu wiarą i Zakonem.

Jakie walory ma według ojca msza w rycie dominikańskim? Co może wnieść dzisiaj do życia rodziny dominikańskiej i ludzi związanych z zakonem?

Może sprawę postawmy inaczej. Najpierw zauważmy, co w tzw. starej Mszy i nowej Mszy jest identyczne: w obu przypadkach kapłan sprawujący Najświętszą Ofiarę odprawia Mszę Świętą twarzą do Pana Jezusa. Ludzie obecni w kościele mogą być po tej samej stronie ołtarza co kapłan sprawujący Mszę Świętą, a mogą być po drugiej stronie. Jeżeli punktem centralnym będzie wysiłek skupienia uwagi na Osobie swojego Pana i Zbawiciela, i jeśli ma on być jednakowo podjęty przez wiernych duchownych i wiernych świeckich, to walorem, który byłby właściwy starej Mszy — i w rycie dominikańskim, i w rycie trydenckim — jest to, że łatwiej się skupić; jest po prostu mniej rozproszeń. Ten walor bym podkreślił, bo jest on potrzebny wszystkim — czy to kapłanom sprawującym Mszę Świętą w jednym i drugim rycie, czy to wiernym świeckim, którzy uczestniczą we Mszy zgodnie ze swoim powołaniem, jako lud Boży, i też mają skupić się na Panu Jezusie.

Zwolennicy Novus Ordo Missae twierdzą, że łacina jest dużym problemem i głównym powodem, dla którego należy odejść od starej Mszy. Jakie jest zdanie ojca w tej sprawie?

A w czym mają problem z łaciną?

W tym, że nie rozumieją.

A co chcieliby rozumieć?

Wszystkie słowa całej Mszy.

Tak? To niech spróbują zrozumieć: „Słowo Ojca Przedwiecznego”. Otóż, czy Msza Święta jest odprawiana w języku polskim, czy niemieckim; w węgierskim, włoskim, chińskim czy fińskim, to gdy katolik jest na Mszy Świętej, to wie, co się dzieje. I powinien to sobie cenić, że wie. Natomiast czy — w jakimkolwiek języku — rozumie to, co się dzieje? Owszem, możemy próbować zrozumieć słowa, zidentyfikować, co które znaczy i tak dalej (jest to bardzo cenne, nikt tego nie zabrania i podejmujmy te wysiłki), ale jeżeli spojrzymy na istotę problemu, to chodzi nie tyle o rozumienie słów, ile o rozumienie WYDARZENIA. Czy człowiek będzie na Mszy Świętej po łacinie, czy po polsku — nawet w Novus Ordo Missae — to przecież nie musi rozumieć wszystkich słów; ważne jest, że wie, co się dzieje, i stara się swoją duszą przylgnąć do TAJEMNICY WIARY, która się staje. Przez kilka lat dość regularnie odprawiałem Mszę Świętą po łacinie według nowego porządku Mszy Świętej, czyli według mszału Pawła VI. I ludzie przychodzili. Mieli teksty łacińsko-polskie i nie było kłopotu z łaciną. W starej Mszy jest więcej tekstów łacińskich, ale przecież też można je wydrukować razem z polskim tłumaczeniem i uczestnik będzie mniej więcej rozumiał; będzie nadążał za akcją liturgiczną. Jednak najważniejsze jest to, że człowiek nie jest w stanie w pełni pojąć ważności wydarzenia, jakim jest Msza Święta, w której uczestniczy — ani w starym, ani w nowym rycie.

Czy dzisiaj, gdy wielu ludzi odchodzi od wiary lub jest katolikami tylko ze chrztu, stara liturgia może ułatwiać Zakonowi docieranie do nich? Czy też stanowi raczej czcigodny eksponat, który powinniśmy zachowywać, bo jest naszą tradycją, ale nic więcej?

Przepraszam bardzo, a dlaczego mamy sobie ułatwiać pracę? Co to za wartość: łatwiejsze dotarcie do ludzi? Czy skuteczność była wartością w czasach świętego Dominika?

Zależało mu przecież na nawracaniu ludzi; potrafił całą noc siedzieć w karczmie i rozmawiać z oberżystą, aby go nawrócić.

Tak, ale więcej nocy spędził przed tabernakulum w kościele niż w karczmach. Jeśli widzimy podobieństwo naszych czasów do czasu średniowiecznych herezji i ruchów religijnych destrukcyjnych dla świata i Chrystusowego Kościoła, to zacznijmy używać tych samych narzędzi, których używał święty Dominik. A wśród nich był różaniec i noce spędzone przed tabernakulum, a nie w karczmach. On tylko w podróży raz spotkał tego człowieka; może kiedyś jeszcze drugi raz, jako nawróconego i wiernego katolika… Czyli: gdy mówimy o
odprawianiu Mszy Świętej, to w żadnym wypadku nie chodzi o skuteczność. Nie chodzi o ułatwianie sobie, tylko o cześć Bogu należną. Więc spłacajmy ten nasz dług, naszą powinność wyznawców Boga prawdziwego. A ludzi Pan Bóg nam przyprowadzi. Wyjdźmy do nich z kazaniami, a nie ze stołem ołtarzowym wystawionym na próg kościoła, żeby być bliżej ludzi. Bo do czego mamy ich doprowadzić? Do tego samego, co my robimy, czyli do oddawania Bogu czci w Duchu i Prawdzie.

Dziękuję za rozmowę.

Grudzień 2012