Robert Pożarski nie żyje
30 wtorek lis 2021
Opublikowane przez Dominika Krupińska
Tagi
Brak tagów
Udostępnij
Muszę przeprosić za opóźnienie, z jakim publikuję to wspomnienie. Robert zmarł wczoraj późnym popołudniem, ale dopiero teraz udało mi się pozbierać na tyle, żeby choć dwa-trzy akapity napisać. Znałam go 16 lat, był kantorem mojej macierzystej scholi (prezesem Stowarzyszenia Schola Gregoriana Silesiensis łączącego scholę męską i żeńską) oraz moim mistrzem, który nauczył mnie tego wszystkiego, co wiem o chorale gregoriańskim i dominikańskim, zaczynając od samych podstaw. Wykonał wielką pracę, żeby mnie umuzykalnić i nauczyć śpiewać. To pod jego wpływem przetłumaczyłam z łaciny Regulae cantus Sacri Ordinis Praedicatorum (wydane drukiem przez Fundację Dominikański Ośrodek Liturgiczny, można jeszcze kupić na stronie dominikanie.pl), co stało się początkiem mojej kariery translatorskiej. To od nauki śpiewu chorału pod jego kierunkiem przeszłam do zainteresowania liturgią dominikańską oraz dawnymi rytami Kościoła łacińskiego, a potem też rytami Kościołów Wschodnich. Jest jedną z tych osób w moim życiu, które mnie najsilniej ukształtowały.
Czemu jednak piszę o tym wszystkim tutaj, na rytdominikanski.pl? Niezależnie od wpływu, jaki Robert wywarł na życie moje czy innych zwykłych ludzi, odegrał on niezastąpioną i zupełnie unikalną rolę w ocaleniu chorału dominikańskiego i szerzej liturgii dominikańskiej w Polsce po zarzuceniu jej przez sam zakon. Przy pomocy jednego czy dwóch ojców dominikanów (wśród których należy wymienić przede wszystkim o. Wojciecha Gołaskiego), niewielkiej liczby profesjonalistów (z Marcinem Bornus Szczycińskim na czele) oraz rozrastającej się grupy świeckich fascynatów śpiewu dominikańskiego przez całe lata organizował celebracje godzin kanonicznych w rycie dominikańskim, z oryginalnych ksiąg zakonnych, po łacinie, zgodnie z wszelkimi zasadami zapisanymi w rubrykach. Całonocne nabożeństwa tego rodzaju przez całe lata odbywały się na Festiwalu Muzyki Dawnej „Pieśń Naszych Korzeni” w Jarosławiu, we Wrocławiu, gdzie działała Schola Gregoriana Silesiensis, w Warszawie w kościele pokamedulskim na Bielanach i w innych miejscach Polski. W najbardziej „wypasionym” formacie składały się one z I nieszporów, matutinum, laudesów, Mszy, a na końcu agapy. Ile wymarzliśmy podczas tych wielogodzinnych wigilii Epifanii (noc z 5 na 6 stycznia!) w wymrożonym kościele na warszawskich Bielanach, mogą sobie wyobrazić tylko ci, którzy brali w tych szaleństwach udział. Robert wkładał w przygotowanie tych wigilii niesamowitą ilość czasu i troski, a podczas celebracji był jednym z głównych kantorów. I właśnie stworzone przez niego środowisko stało się zaczynem, w którym, kiedy stało się to już możliwe, ruszyły pierwsze celebracje Mszy św. w rycie dominikańskim. Oczywiście w celebracjach tych, jako kantor, również brał żywy udział. Przez bardzo wiele lat był też odpowiedzialny, jako główny kantor festiwalu w Jarosławiu, za przygotowanie książki do codziennych nabożeństw chorałowych, a potem właściwy kształt śpiewanych z niej dominikańskich jutrzni i nieszporów.
Za wszystkie zasługi włożone w ocalenie i podtrzymanie liturgicznej tradycji Zakonu Dominikańskiego niech go Matka Boża, opiekunka Zakonu Kaznodziejskiego, św. Dominik i św. Katarzyna Sieneńska wprowadzą teraz na niebiańskie wyżyny, gdzie będzie pilnował, aby chóry anielskie nie myliły się w mediacjach i kadencjach oraz poprawnie akcentowały łacińskie wyrazy i wykonywały dominikańskie wyjątki… Zostajemy tu na tej ziemi osamotnieni i tak myślę, że najlepsze, co możemy teraz zrobić, to z powrotem wskrzesić dominikańskie nieszpory, matutina i całonocne wigilie, które jakoś odeszły w kąt, kiedy możliwe stało się celebrowanie dominikańskich Mszy świętych. Teraz, po Traditionis custodes, wróciliśmy niestety w dużej mierze do punktu wyjścia; więc przywrócenie celebracji tych wigilii czy choćby samych nieszporów (wiem, będzie to trudne, wszyscy jesteśmy starsi, grubsi, dużo bardziej zajęci, trochę schorowani, rozczarowani i nieco cyniczni, i tak dalej) wydaje się w tej sytuacji logicznym krokiem; i będzie to największy hołd, jaki możemy Robertowi, naszemu Mistrzowi, złożyć.
dr Dominika Krupińska
rytdominikanski.pl
komentarzy
Maciej Skarzynski napisał:
1 grudnia 2021 o 23:22
R.I.P- bardzo nam bedzie ciebie Robercie brakowalo tez twojej dozy zdrowego rozsadku R.I.P.
Ks. Krzysztof Szebla napisał:
2 grudnia 2021 o 14:12
Z Panem Robertem spotkałem się bodaj dwa razy w czasie moich studiów muzykologicznych na KUL. Po raz pierwszy przy okazji wigilii św. Jana Chrzciciela (23/24. 06…chyba 2010 r.). Wraz z opiekunem naszej scholi gregoriańskiej ks. Piotrem Paćkowskim pojechaliśmy do Wrocławia wziąć udział w tym ciekawym (jak dla studenta i księdza „posoborowego”, choć już celebruję vetus ordo) wydarzeniu. Po raz drugi gdy w ramach mojego egzaminu ze specjalizacji „kantor” brał on udział w obchodach 400 rocznicy wydania Offertoria et Communiones Mikołaja Zieleńskiego (Nieszpory „Dies adest celebris” i Msza św. z chorałem i kompozycjami Zieleńskiego). Dziś będąc wikariuszem w katedrze lwowskiej staram się sam kultywować śpiew chorału gregoriańskiego w cotygodniwych mszach NOM (graduał zamiast „psalmu responsoryjnego” i czasem Alleluja). Szkoda, że Pan powołał go „za wcześnie”, ale może faktycznie schola niebieska potrzebowała wsparcia. Nie spoczywa w pokoju…