Dzięki rytowi prawda staje się „odczuwalna”
26 wtorek gru 2017
Opublikowane przez Dominika Krupińska
Tegoroczna pielgrzymka środowisk Summorum Pontificum miała wyjątkowo uroczysty charakter, gdyż odbywała się w dziesiątą rocznicę ogłoszenia przez papieża Benedykta XVI motu proprio Summorum Pontificum. Kilkudniowy program liturgii i innych obchodów zakończyła Msza św. w rycie dominikańskim, celebrowana przez o. Dominique-Marie de Saint Laumer z Bractwa św. Wincentego Fererriusza w kościele Santissima Trinità dei Pellegrini w Rzymie w dniu 17 września 2017 r. Kazanie podczas tej Mszy św. wygłosił założyciel Bractwa św. Wincentego Ferreriusza, o. Louis-Marie de Blignières. Otrzymaliśmy od niego tekst tego kazania w celu opublikowania na stronie rytdominikanski.pl i, korzystając z chwili wytchnienia w czasie świąt Bożego Narodzenia, publikujemy go po polsku w świątecznym prezencie dla naszych czytelników 🙂
Dzięki rytowi prawda staje się „odczuwalna”
Na uzasadnienie obrzędów Świętej Ofiary Mszy Sobór Trydencki przypomina, że natura człowieka do wznoszenia się do kontemplacji rzeczy Bożych potrzebuje zewnętrznych pomocy i widzialnych znaków . Można stąd wyprowadzić definicję rytu: „Ryt jest to to, co sprawia, że prawda staje się odczuwalna”[1]. Ryt ofiary Mszy jest tym, co stawia w zasięgu ludzkiej natury prawdę o Bogu, prawdę o człowieku i prawdę o Chrystusie. W swej tradycyjnej formie łacińskiej oddaje on te trzy aspekty namacalnie, z nieprześcignioną skutecznością.
Prawda o Bogu: Bóg jest Trójcą
Ktokolwiek po raz pierwszy uczestniczy we Mszy w rycie tradycyjnym, natychmiast uderza go święta atmosfera, która się w niej uwydatnia. Dostojna architektura, układ przestrzenny z miejscem zastrzeżonym dla asysty i innym miejscem dla wiernych, orientacja celebracji, skupiona i uroczysta postawa celebransa, specjalne szaty noszone przez niego, używany przez niego niezwyczajny język, gesty wyrażające cześć, które wykonuje przed tabernakulum i konsekrowanymi darami, w tym zwłaszcza liczne przyklęknięcia, a w końcu tajemnicza cisza kanonu: wszystko to prowadzi do pozostawienia świeckiego świata i stanięcia w obecności Kogoś, kto przewyższa świat.
Jednak jeśli ten uczestnik podejmie trud śledzenia w mszale słów kapłana, wtedy dotknie go zdumiewający aspekt modlitwy. Owszem, błagania kierowane z wielkim szacunkiem do Tego, którego wszystkie tradycje ludzkości nazywają „Bogiem”, ale odbywa się to z ufną pewnością dziecka, które zwraca się do swego ojca. Niezrównane namaszczenie starych łacińskich modlitw włącza nas w relację nie z wielkim, nieporuszonym architektem Wszechświata, lecz z tajemniczą i fascynującą rzeczywistością: Trójcą Świętą. Zwracamy się do Niej, niespodziewanie, jakbyśmy byli rodziną! Mówimy do Niej z niesłychaną śmiałością, zwracamy się do Niej w towarzystwie całego tłumu świętych osób, które mają u Niej wielką powagę. Nigdy nie przestajemy mówić o Jego Synu i za każdym razem, gdy przywoływane jest Jego imię, skłaniamy głowę.
Tak, ryty tradycji łacińskiej podkreślają mocno, że zwracamy się do Trójcy Świętej, pełnymi wyrazu gestami oraz słowami, w których łączą się cześć i miłość. Tak, jak mówi ofertorium Mszy dominikańskiej: „Przyjmij tę ofiarę, którą Ci składam, na pamiątkę Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa, i spraw, aby wzniosła się przed Ciebie i była miła Tobie, i aby przyniosła wieczne zbawienie dla mnie i wszystkich wierzących”.
Prawda o człowieku: człowiek jest „zagubiony”
Jednak ten, kto odkrywa stare ryty, wkrótce zauważa drugi ton. Sprawiają one, że odczuwalna staje się prawda o człowieku. Mówi ona, że człowiek, jeśli jest pozostawiony sobie, „gubi się”. Poszukiwanie sensu życia, które często wydaje się absurdalne, skandal zła, a zwłaszcza cierpienie niewinnych, poczucie, przynajmniej niejasne, osobistej winy: doświadcza tego każdy, kto zaczyna myśleć, zamiast oddawać się „rozrywce”. Co się dzieje z tym egzystencjalnym cierpieniem, gdy zostaje ono postawione wobec rytu wypełnionego mądrością katolickich stuleci? Otrzymuje ono imię: grzech. Zarówno w liturgiach wschodnich, jak i zachodnich można zauważyć coś bardzo poruszającego: kapłan, a razem z nim wierni, którzy łączą się z ofiarą, poznają prawdę o swojej niedoli.
Spójrzmy na celebransa podczas modlitw przygotowawczych Mszy rzymskiej: wydaje się obawiać podejść do ołtarza, dopóki na wiele sposobów nie uzna swej niegodności: przez wspaniały psalm, przez wyznanie swoich grzechów, przez wersety przypominające akty strzeliste! Spójrzmy na kapłana dominikańskiego, który podczas Confiteor ― swojego, a także asysty ― kłania się głęboko, jak gdyby chciał przyjąć na siebie również ich grzechy! Spójrzmy na modlitwy kanonu rzymskiego: „tak wolny od wszelkiego błędu, żeby nie było w nim niczego, co nie tchnie szlachetnie świętością i pobożnością” [2], tego kanonu, gdzie celebrans przy różnych okazjach w pokłonie zanosi pokorne błagania, jako ten grzesznik, który nie może polegać na swoich zasługach [3]! Spójrzmy na poruszające modlitwy kapłana przed komunią!
Jedną z przyczyn, dla których stare ryty wywierają taki wpływ na nowo nawróconych — mówię z doświadczenia — jest to, że podejmują one, z przekonującą przenikliwością, tę część prawdy o człowieku, który zbyt często jest zakrywana: że jest on grzesznikiem i potrzebuje odkupienia. I ryty te znają tajemnicę, jak z nadzieją wprowadzać tę niedolę w styczność z miłosierdziem.
Prawda o Chrystusie: Jego ofiara, składana przez Kościół, jedna człowieka z Bogiem
W całym nastroju celebracji według rytu „czcigodnego i starożytnego zwyczaju” [4], uczestnik — ile razy nie otrzymaliśmy zaufania! — czuje, że „coś się dzieje”. W sercu świętej ciszy kanonu gesty otaczające podwójną konsekrację stawiają mu przed oczy tajemnicę wiary. Widzi on w swoim mszaliku, że celebrans przez cały kanon znaczy dary znakami krzyża. Widzi, jak wierni przyjmują konsekrowaną Hostię na kolanach i do ust, a następnie trwają na cichej modlitwie. Jeśli zwróci się po Mszy do kapłana, jest gotowy dowiedzieć się i zrozumieć, że istotą Mszy jest ofiara. Ta ofiara chwały dla Trójcy Świętej jest ofiarą przebłagalną „za wieczne zbawienie [jego] i wszystkich wiernych”.
Dodatkowo dostrzega on, dzięki gestom wykonywanym przez kapłana i jego orientacji, że wszystko koncentruje się nie na samym kapłanie, ale na Chrystusie obecnym w tabernakulum i konsekrowanych darach. Widzi, że celebrans trzyma palce razem, dotykając Ciała Chrystusa, i z jaką miłosną ostrożnością zbiera na korporał wszystkie konsekrowane cząstki. Z jednej strony silnie uwypuklona jest potrzeba zbawienia; z drugiej zaś słowa i gesty pozwalają nam odczuwalnie dotknąć mistycznego i bezkrwawego odnowienia zbawczej ofiary. I tak w rycie dominikańskim celebrans po konsekracji szeroko rozkłada ramiona, jak Chrystus na krzyżu. W obrzędzie przekazania pokoju najpierw całuje kielich, który zawiera cenną Krew Chrystusa i na którym spoczywa Jego Niepokalane Ciało, żeby ukazać, że pokój przekazywany asyście pochodzi z ofiary Chrystusa.
Stare ryty odpowiadają naturze człowieka także w tym aspekcie, w jakim odzwierciedlają historyczne pośrednictwo Kościoła. W szczególności kanon rzymski „składa się albo ze słów samego Pana, albo z tradycji apostołów i pobożnych instrukcji świętych papieży” [5]. Kapłanowi rytu łacińskiego pociechę dla jego synowskiego posłuszeństwa przynosi świadomość, że modli się on tym samym kanonem, co święty Grzegorz Wielki. Odczuwa też wielkie bezpieczeństwo doktrynalne i ogromną radość dzięki temu, że ustępuje miejsca rytom używanym w ciągu całych stuleci przez tak wielu świętych i że przeżywa obrzędy, które uświęcały pokolenia wiernych. Na przykład dla dominikanina bardzo poruszająca jest świadomość, że gesty i słowa, których używa, celebrując Mszę świętą, wywoływały łzy u naszego Ojca św. Dominika oraz Doktora eucharystycznego, św. Tomasza z Akwinu.
Wniosek
Tak, ryt sprawia, że prawda staje się odczuwalna, tradycyjny ryt łaciński wyjątkowo podkreśla prawdę o Bogu, o człowieku i o ofierze Chrystusa. Ale czym jest ta prawda, która staje się odczuwalna, jeśli nie pięknem? Dziękujmy Bogu za to, że uzdalnia nas do „modlitwy nad pięknem”. I dziękujmy Kościołowi, że po długim okresie zamieszania i niesprawiedliwości oddał „odpowiednie uznanie” [6] temu rytowi, który łagodnie i silnie prowadził, i wciąż będzie wprowadzał — bez wątpienia aż do Paruzji — tak wielu ludzi ku niezgłębionej tajemnicy ofiary Chrystusa.
Louis-Marie de Blignières
Założyciel Bractwa św. Wincentego Ferreriusza
Przekład: Dominika Krupińska
Krótka relacja i galeria zdjęć z pielgrzymki znajduje się tutaj.
Przypisy:
[1] Sobór Trydencki, sesja XXII (17 września 1562), Dekret o Najświętszej Ofierze Mszy św.: „Chrystus zechciał pozostawić Kościołowi, swojej ukochanej Oblubienicy, ofiarę widzialną (według wymagań natury ludzkiej). Będzie ona reprezentowała ofiarę krwawą, która miała wypełnić się jeden raz na krzyżu, i utrwalała jej pamiątkę po wszystkie wieki, a zbawcza moc będzie udzielała odpuszczenia grzechów, które codziennie popełniam” (DS, nr 1740, cyt. w Katechizmie Kościoła katolickiego, nr 1366). „Ponieważ taka jest natura ludzka, że bez zewnętrznych pomocy niełatwo wznosi się do rozważania rzeczy Bożych, przeto święta Matka Kościół ustanowił pewne przepisy w odprawianiu: np. aby przy Mszy św. pewne zdania mówione były po cichu, a inne głośniej. Zastosował też różne obrzędy, jak święte błogosławieństwa, światła, okadzania, używanie szat i inne liczne tego rodzaj u rzeczy, oparte na zarządzeniach i tradycjach apostolskich. Dzięki temu ma być podkreślony majestat tak wielkiej ofiary, a dusze wiernych przez te widzialne znaki religii i pobożności pobudzone do kontemplacji wzniosłych rzeczywistości zawartych w tej ofierze” (DS, nr 1743).
[2] Sobór Trydencki, tamże, DS, nr 1745.
[3] Te igitur, Supplices te rogamus, Nobis quoque peccatoribus.
[4] Benedykt XVI, motu proprio Summorum Pontificum z 7 lipca 2007 r., art. 1.
[5] Sobór Trydencki, tamże, DS, nr 1745.
[6] Benedykt XVI, motu proprio Summorum Pontificum z 7 lipca 2007 r., art. 1.