Pan Bóg chciał nas sprowokować do miłości
Kazanie o. Michała Palucha wygłoszone w IV Niedzielę Adwentu 2012 r.
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Drogie siostry, drodzy bracia, jesteśmy w przededniu świąt Bożego Narodzenia. Słyszeliśmy, że Ewangelia, którą nam na dzisiejszy dzień od wieków Kościół podpowiada do medytowania, każe nam skoncentrować się na temacie zbawienia. Przypomina nam ona o tym, że wydarzenie, które będziemy rozważać w ciągu najbliższych dni; którym się będziemy cieszyć; które ma w naszym sercu rozbrzmieć i które mamy zanieść do ludzi, których znamy i kochamy — ma nam powiedzieć coś istotnego o pełni życia, jaką chce się z nami podzielić Bóg.
Ta właśnie pełnia życia została wyrażona przez Kościół w dogmacie chalcedońskim, ustalonym w 451 roku. Mówi nam on o tym, że Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu zdecydował się stać się jednością z każdym z nas, w tajemniczy sposób stając się człowiekiem: nie przestając być Bogiem, ale stając się zarazem człowiekiem. Bóg zjednoczony w jednej osobie z człowiekiem, pozostający w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem; będący integralnie Bogiem — pozostający kimś, kto ma integralną Boską naturę — a jednocześnie przyjmujący ludzką naturę, będącą znowu integralną ludzką naturą.
Kochani, to jest ta dobra nowina, którą w ciągu najbliższych dni mamy medytować; którą mamy żyć. I warto tę medytację odbyć, myśląc o tajemnicy zbawienia, jaką poddaje nam prąd tych dni: liturgia Kościoła.
Co my wtedy odkrywamy? Co to znaczy, że Ten, który do nas przychodzi i przynosi nam zbawienie, jest w pełni Bogiem? Oznacza to najpierw, że przynosi nam dar godny Boga. Pełnia życia, jaką przynosi Bóg, musi być darem przekraczającym wszelkie inne dary, bo jest darem Bożym.
Jeśli przychodzi do nas z tym darem Bóg, a nie jakiś jego niedoskonały pośrednik, to ma to nam także pomóc odkryć, że wszelka inicjatywa w przynoszeniu darów — tego daru, jakim jest pełnia życia i zbawienie — może pochodzić wyłącznie od Boga. Tylko Bóg może zbawić. Stary Testament w zasadzie od samego początku jest pełny tekstów, które nam o tym przypominają: zbawiać może wyłącznie Bóg; tylko On może dawać pełnię nowego życia.
Co to zaś znaczy, że Ten, który do nas przychodzi, ma być także w pełni człowiekiem? Nie kimś, kto jest w swoim człowieczeństwie jakoś ograniczony, zmniejszony, ale kimś, kto ma naturę taką jak każdy z nas? Otóż ma nam to pomóc odkryć, że Jezus Chrystus, który jest zarazem Bogiem i człowiekiem, przychodzi zbawić całą ludzką naturę — razem z ciałem, z naszą cielesnością, która tak często jest dla nas wyzwaniem w naszej drodze do Boga, której nie potrafimy sami dobrze poprowadzić do spełnienia. Ale to znaczy także, że Chrystus przyjmuje naszą naturę w jej wolności. W związku z tym dogmat chalcedoński podpowiada nam również to, że człowiek może osiągnąć zbawienie wyłącznie, jeśli także sam zdecyduje się w wolny sposób przyjąć Boga do swojego życia.
W pełni Bóg, w pełni człowiek! Pomyślmy — oto wstrząsająca prawda, jaką mamy medytować.
Nikt pewnie nie medytował jej tak wnikliwie jak święty Tomasz z Akwinu, który w swoim opisie tego, co się stało, w niedościgły sposób spróbuje określić to, co w języku teologów nosi nazwę unii hipostatycznej, a jest próbą ukazania, jak natury związane są ze sobą w jedności osoby. Ale będzie także zachwycał się wydarzeniem, które nie musiało nastąpić, a jednak Bóg w swoim miłosierdziu zdecydował się na to, żeby w taki właśnie, a nie inny sposób nas zbawić.
Otóż jeden z szeregu argumentów, które my ex post, obserwując to wszystko, co się stało, możemy medytować i którymi możemy się zachwycać — wspaniały argument, o którym Tomasz pisze w wielkim, choć krótkim dziele „De rationibus fidei” — mówi o tym, że stając się jednym z nas, decydując się na to, żeby zbawić nas przez swoje wcielenie, Pan Bóg chciał nas sprowokować do miłości. Bo nic nie mogło człowieka bardziej sprowokować do miłości niż właśnie to, że Bóg, nie przestając być Bogiem, decyduje się być jednym z nas, być człowiekiem.
Kochani, niech tych kilka słów będzie dla nas zaproszeniem do tego, żeby pomyśleć o tej centralnej dla nas wszystkich prawdzie. Dogmat chalcedoński jest w Kościele — i pewnie pozostanie na wieki — dogmatem dogmatów, w którym wszystkie dogmaty i prawdy wiary się zawierają, są ostatecznie i najdoskonalej podsumowane, a który jednocześnie wytycza drogę do właściwego myślenia o Bogu i o człowieku.
Pamiętajmy, że dogmat ten pozwala nam zrozumieć coś, co dzisiaj w świecie, w którym żyjemy, jest niesłychanie istotne i ważne: że Bóg i człowiek — to co boskie i to co w pełni i prawdziwie ludzkie — nie są dla siebie konkurencją.
Żyjemy w świecie, który próbuje nam powiedzieć, że im więcej Boga, tym mniej powinno być człowieka; albo im więcej tego, co ludzkie, tym mniej powinno być tego, co boskie. A dogmat chalcedoński prowadzi nas w zupełnie inną stronę: każe nam zrozumieć, że im więcej w życiu tego, co stworzone, miejsca dla Boga, tym pełniej może to stworzenie odnaleźć swoją integralność, pełniej odkryć swoją wielkość, pewniej odkryć swoją godność. Im więcej tego co boskie, tym więcej miejsca w naszym życiu na to, co jest prawdziwie ludzkie.
Ale można też powiedzieć odwrotnie, bo myślenie w drugą stronę również jest w pełni uzasadnione: jeśli odkryjemy to, co jest prawdziwie i w pełni ludzkie, to musi nas to — bo jest to stworzony świat — doprowadzić do tego co boskie; musi nam pozwolić odkryć drogę do Boga.
Ciesząc się zbliżającym się Bożym Narodzeniem, zachęcam was do tego, żeby o tym w ciągu najbliższych dni pomedytować.
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.