Męczennicy tuluscy
 
29 maja w kalendarzu dominikańskim przypada wspomnienie męczenników tuluskich, Wilhelma Arnaut i Bernarda de Rochefort oraz towarzyszy zabitych przez heretyków w 1242 roku. Zostali oni ogłoszeni błogosławionymi dopiero w 1866 roku, ale ich kult trwał w Zakonie od samego początku. W klasztorze krakowskim na krużgankach wisi obraz przedstawiający męczenników. Trzymają w rękach odcięte głowy, śpiesząc (zgodnie z legendą) na modlitwy, których jako obowiązkowi zakonncy nie chcieli opuścić nawet po śmierci. Nie przez przypadek zatem, jak można sądzić, obraz umieszczono przy wejściu do chóru 😉
Wilhelmie, Bernardzie wraz z towarzyszami, módlcie się za nami!

W roku 1242 w wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego [noc z 28 na 29 maja] Wilhelm, Bernard z Rochefort i Garcia z Aure, będący wszyscy papieskimi inkwizytorami, zostali zabici w Awinionie w diecezji tuluskiej. Ich towarzysze, franciszkanie Stefan i Rajmund Carbonne, wraz z Rajmundem, archidiakonem Tuluzy, mnichem Kluzynem, przeorem z Avignon oraz trzema innymi pomocnikami zostali zabici przez heretyków za wiarę w Chrystusa i posłuszeństwo Kościołowi rzymskiemu. Zginęli śpiewając Te Deum.
W nocy, w której ich to spotkało, kobieta z tej samej diecezji, ale w innym mieście, wykrzyknęła podczas porodu: „Widzę, jak otwiera się niebo i drabina się spuszcza na ziemię, a na ziemi wylewa się dużo krwi”. Kiedy patrzyła na jasność drabiny i podziwiała czerwoność tych, którzy po niej wchodzili, urodziła, nie zauważając bólu. Niektórzy pasterze trzymający straż w tym samym rejonie widzieli ten sam widok.
Także znakomity król Jakub z Arragonu, który tej samej nocy czuwał na granicy z muzułmanami, ujrzał wielkie światło z nieba i powiedział do swoich żołnierzy: „Bądź pewien, że Bóg zrobił coś wspaniałego tej nocy”.
Podobnie w naszym klasztorze w Barcelonie, tej nocy wielu braci ujrzało niebo otwarte i schodzące z niego światło, rozświetlające całe niebo.
(Gerard Frachet, Vitae fratrum, 5.1.1)